So, who’s wine is this anyway?

Opowieści różnej treści

Nie samą pracą człowiek żyje, czasem trzeba po prostu ruszyć w drogę i odwiedzić jakiś ciekawy zakątek, popracować nad nowymi wspomnieniami i zrobić setki zdjęć. Nie jestem zwolennikiem wracania wciąż w te same miejsca, bo świat ma tyle do zaoferowania, że nie chcę się ograniczać. Tydzień wolnego to za mało by ruszyć na drugi koniec świata więc wybór padł na południowo-afrykańską prowincję. Senna wioska rybacka Paternoster wydawała nam się idealnym rozwiązaniem. Piękne plaże, zgrabne, pomalowane na biało domki i wychwalane przez znajomych restauracje brzmiały idealnie. Paternoster leży dwie godziny drogi na północ od Kapsztadu. Rzut okiem na mapę i wiedziałem, że trzeba do wycieczki dodać jeszcze jeden punkt programu. W odległości 100km od Paternoster bije bowiem serce Swartland. Dwa miasteczka oddalone od siebie o kilkanaście kilometrów: Riebeek Kasteel i Malmesbury mają wiele do zaoferowania. Jak na warunki RPA są bardzo zadbane, wręcz sielskie. Plan był prosty, skontaktować się z kilkoma winiarzami, których pracę podziwiam i umówić się na degustację. Swartland pod tym względem różni się od pozostałych regionów, winnice nie są otwarte dla enoturystów w określonych godzinach. Na degustację należy się umówić wcześniej i liczyć na to, że termin będzie pasował producentowi, chyba że nazywasz się Tim Atkin…Moje nazwisko na nikim wrażenia nie robi, raczej uśmiech politowania gdy trzeba je wymówić. Zacząłem od kontaktu z David & Nadia, a dokładnie z piękniejszą połówką tego wybitnego winiarskiego duetu. Była to jedyna wiadomość jaką musiałem tego dnia wysłać. Nadia oddzwoniła niemal natychmiast z propozycją nie do odrzucenia. Jej maż David, brat słynnego Ebena Sadie, organizował prywatną zamkniętą imprezę dla kilku zaprzyjaźnionych krytyków z Kapsztadu, w celu zaprezentowania różnorodności tutejszego Chenin Blanc i mogliśmy liczyć na ich gościnność. Serio? Pięciu kultowych już producentów prezentujących swoje wariacje tego szczepu dla małej grupy ludzi, a wśród nich taki dyletant jak ja! Najlpesze jest to, że zaproszenie obejmowało, również nasze dzieci, które miały dotrzymać towarzystwa dzieciom Nadii i Davida.  Nie musiałem się już umawiać na inne degustacje. Adi Badenhorst, Rall Wines, City on the Hill, Terracura Wines i duet D&N w zupełności wystarczył.

Spotkanie odbywało się, jakby przedpremierowo, w lokalu, który tak na prawdę się wówczas jeszcze nie otworzył – Bill&Co Swartland Street Market, w samym sercu Malmesbury. Bill&Co to wspólne przedsięwzięcie Davida Sadie i jego młodszego brata. Miejsce utrzymane w bardzo fajnym, miejskim stylu, docelowo ma służyć jako bistro, wine bar i sklep z lokalnymi produktami. Po przybyciu i wymianie uprzejmości, Nadia porwała nasze dzieci do przygotowanego specjalnie dla nich stolika, a my mogliśmy zacząć degustację. David wręczył nam kieliszki wypełnione winem na rozgrzewkę – Badenhorst Secateurs Chenin Blanc 2018. Wino, które bardzo dobrze znamy i lubimy, niedrogie, ciut komercyjne, o niebywale aromatycznym bukiecie, który pachnie łąką wypełnioną kwiatami i uzupełniony jest o aromaty brzoskwini, ananasa, jabłka i cytryny. W ustach uderza wysoki poziom kwasowości, świeżość owocu i cytrusowy finisz. Proste i efektywne. Szefowa sprzedaży AA Badenhorst Wines powiedziała wprost: to wino, z którego Adi płaci nasze pensje. Sukces tkwi w dobrej relacji jakości do ceny.

zdj2

Degustacja w ciemno, serio??? (fot. archiwum własne)

Niespodzianka czekała na nas przy stołach. Okazało się, że trafiliśmy na degustację w ciemno. Mina mojej żony – bezcenna. Dziewięć win, pusta kartka, pięciu producentów i można rozpoczynać zabawę. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że producenci również musieli uczestniczyć i w ciemno zgadywać, które wino wyszło spod ich ręki. Trochę bałem się, że moja wiedza nijak się ma do wiedzy kapsztadzkich krytyków, ale postanowiłem się tym nie przejmować. Pierwsze wino, o słomkowym kolorze, aromatach dojrzałych jabłek, moreli, gruszki i fig z akcentami lokalnej rośliny zwanej fynbos, naprowadziło mnie na producenta. Po pierwszym łyku byłem już pewien, znajomy, wyrazisty charakter Chenin, wspaniała, niespotykana faktura, głębia, słodkawy posmak, a przede wszystkim sposób użycia beczki, która jest wyczuwalna, ale bardzo zmiękczona, wtopiona idealnie w całość. To arcydzieło wyszło spod ręki André Bruyns’a, na codzień asystenta Davida Sadie, w wolnych chwilach tworzy on wina pod marką „City on the hill”. To był jego Chenin Blanc, nie miałem wątpliwości. Polski dyletant vs. Cape Town Finest 1:0. Chwilo trwaj!

zdj1

fot. archiwum własne

Drugie podejście już tak oczywiste nie było. Niby styl pasował mi do duetu D&N, ale byłem przekonany, że 100% Chenin nie może dać tylu różnych akcentów. Bukiet wskazywał na Chenin Blanc, ze względu na obecność jabłek, moreli, miodu i limonki, ale zostałem zbity z tropu wyraźnym aromatem i smakiem grapefruita. Szczerze myślałem, że to blend David & Nadia Aristargos, który zawiera m.in. Viognier i Clairette Blanche. Niestety trafienie tylko połowiczne, okazało się, że to David & Nadia Chenin Blanc 2017.

zdj3

David Sadie (fot. archiwum własne)

Trzecia butelka to była „poezja smaku i aromatu”. Intensywny nos wypełniony morelą, gruszką, jabłkiem, miodem, cytrusami z akcentami cynamonu i innych egzotycznych przypraw. W ustach równie ciekawie, z głębią owocu, gęstą fakturą, warstwami przypraw i orzechów, świdrującą kwasowością i cytrynowym finiszem. Bliskie perfekcji. Znów uznałem, że to blend, tym razem od Rall Wines. Nigdy go nie próbowałem, ale dokładnie tak to sobie wyobrażałem. Niestety okazało się, że to Badenhorst The Golden Slopes Chenin Blanc 2017. Warto zapamiętać, choć cena dość wygórowana. Po sprowadzeniu do Polski było by pewnie wycenione na 300zł.

Pierwsza tura zakończyła się połowicznym sukcesem, więc nabrałem ochoty na więcej. Nr. 4 to znów arcyciekawe wino, napakowane do granic możliwości aromatami gruszki, moreli, miodu i kwiatów polnych. Wyśmienite w smaku, świetnie zbalansowane, umiejętnie poprowadzone, i z nadzwyczaj długim finiszem. To musiał być rasowy Chenin Blanc i był! Rall Ava Chenin Blanc 2017. Następne w kolejce było wino City on The Hill White 2017. Tu większego problemu z odgadnięciem nie miałem bo styl podobny do wina nr. 1, a w domu miałem jeszcze kilka butelek. Co wyróżnia to wino, to świetnie wykorzystana stara beczka i słodycz, która idealnie się dopełnia ze świeżą cytrusową kwasowością. Druga runda zakończyła się równie dobrze. Zaserwowano świetnie przemyślany blend Chenin Blanc z m.in, Clairette i Roussanne. Zapamiętałem przede wszystkim oleistą strukturę, złożoność i szczodre użycie dębu. Tu pomyliłem się okrutnie, bo postawiłem na produkcję Adi Badenhorsta, a okazało się, że to David & Nadia Aristargos 2017.

Bawiłem się przednio, po każdej rundzie producenci opowiadali o winach, które właśnie degustowaliśmy, o tym jak powstały i anegdoty z nimi związane. Świetna, luźna atmosfera, bez zadęcia, z dziećmi biegającymi dookoła.

Przyszedł czas na ostatnią rundę i zaczęło się od wielkiego zaskoczenia. Przewrotnie podano nam wino, od którego zaczęliśmy wieczór czyli Secateurs. Nie zgadł nikt, poza Davidem Sadie. Po skosztowaniu tych wszystkich poważnych win, to nie wydawało się już takie banalne jak na początku. Wszyscy chyba ulegliśmy czarowi pozostałych butelek. Następne wino trudno mi było zdefiniować. Zdecydowanie odbiega stylem od pozostałych, mętne, naturalne o zapachu kiszonej kapusty, acetonu, przejrzanych jabłek z wieloma innymi niuansami. Żyło na języku i brykało na wszystkie strony. Owoc raz wydawał mi się zupełnie świeży, raz trochę zmęczony ale nigdy nijaki. Zupełne zaskoczenie i odkrycie. Nawet nie próbowałem zgadywać, nie miałem zielonego pojęcia, jak to ugryźć. Okazało się, że to Terracura Smiley N.V. Wino zostało wytworzone z 33 różnych komponentów, każdy z nich charakteryzował się innym procesem winifikacji. Eksperyment pełną gębą, a efekt końcowy piorunujący. Szkoda, że kieliszek tak szybko się wysuszył…Ostatnia butelka była również niezwykła. Bardzo żółty, mętny, wpadający w pomarańcz kolor zwiastował wino naturalne. I rzeczywiście tak było. Nos atakował, przejrzałym jabłkiem, morelą, miodem gryczanym, polnymi kwiatami i cynamonem. W ustach, wciąż wyczuwalne morele, z dodatkiem limonki. Całość okraszona świetną kwasowością i nienagannym balansem. Po odsłonięciu butelki, okazało się, że wino wyszło spod ręki A.Badenhorsta. Cage 2017 nie dopuszczono jeszcze do sprzedaży, ponieważ Adi ma problem z certyfikacją. Z rozbrajającą szczerością zakomunikował jednak, że dał nam skosztować, bo jest „zajebiście dobre” i trudno mu odmówić racji.

zdj5

Gwiazdy wieczoru (fot. archiwum własne)

Tym sposobem dotarliśmy do końca degustacji, nikt nie zamierzał się chwalić wynikami, więc przyszła pora na poczęstunek w całości skomponowany z lokalnych produktów. Mieliśmy więc pull pork sliders, wędzone skrzydełka i grzybowe kebaby. W międzyczasie David wystawił na ladę resztę win z degustacji, plus kilka butelek czerwonych win swojej produkcji, ale to już materiał na osobny wpis.

zdj6

Czerwień na dokładkę. (fot. archiwum własne)

Miałem okazję porozmawiać z Davidem i Nadią na tematy kulinarne i wymienić uwagi na temat naszych ulubionych restauracji w RPA. Dużo pytał o rynek wina w Europie Wschodniej ponieważ, nie ma w regionie żadnego dystrybutora. Zaczął działać w Rosji, ale idzie to narazie bardzo topornie. Szkoda, bo wina, choć nie tanie, są unikalne i wysoko cenione przez ekspertów.

Wieczór skończył się dla nas zbyt wcześnie ze względu na konieczność powrotu samochodem do Paternoster, a RPA nie jest krajem, w którym podróżuje się po nocach…