Stags’ Leap to dla wielu kultowa marka, znana głównie z wyśmienitych i drogich Cabernet Sauvignon i Petit Syrah. To również miejsce z bardzo bogatą i burzliwą historią. Od początku istnienia posiadłość przechodziła z rąk do rąk. Skonsolidowanie i nasadzenie pierwszych winorośli nastąpiło w 1872 roku. Dla pierwszych właścicieli wino nie było priorytetem i traktowali je bardziej jako miły dodatek do swojej posiadłości. Niestety Państwo Chase zbankrutowali w 1909 i posiadłość została zakupiona przez Frances i Clarence Grange. Rodzina Grange również nie bardzo interesowała się winem, stawiali bardziej na budowę marki resortu, lecz winnica była w ciągłej produkcji. W 1956 roku po śmierci właścicieli winnica została sprzedana dwukrotnie. Nowi właściciele doprowadzili ją do ruiny. Budynki podupadły, ziemia zarosła, odłączono prąd i wodę, a w resorcie podobno pomieszkiwali hippisi. Dopiero w 1970 roku część posiadłości kupił Carl Doumani. Myślę, że ta postać ma największy wkład w obecny sukces Stags’ Leap. Carl przywrócił blask posiadłości. Zajęło mu to dziewięć długich lat. W tym czasie winnice znów zatętniły życiem, a produkcja z czasem dobiła do 85tyś. skrzynek rocznie. Wszystko to dzięki wspaniałej reputacji Petite Sirah, na której zbudował wierną rzeszę klientów. W 1996 roku Stags’ Leap ponownie zmieniło właściciela. Carl Doumani uznał swój projekt za zakończony i posiadłość kupił Beringer (obecnie Treasury Wine Estate). Nowy właściciel wpompował niemało sumę, którą przeznaczono na nowe piwnice i odrestaurowanie budynków. Cała posiadłość prezentuje się wyśmienicie a szefowie od marketingu wykazują się niezłym kunsztem budując z sukcesem markę Stags’ Leap.
Nie było mi jeszcze dane spróbować serii Estate Wine, czyli najdroższej etykiety, do której owoce pochodzą z właściwej posiadłości gdzie rosną jedynie Cabernet Sauvignon i Petite Sirah. Z moim budżetem zadowolić się muszę o wiele tańszą etykietą Napa Valley. Trafiłem ostatnio na małą promocję, na której nabyłem dwie butelki Chardonnay z rocznika 2019 i 2020. Wyszło $22 za butelkę, czyli o wiele mniej niż u samego producenta ($30). Nie jestem wielkim fanem Kalifornijskich Chardonnay. Zdecydowanie wolę ten szczep w wydaniu z RPA czy Pouilly-Fuisse. Za dużo w nich beczki i nut maślanych, a za mało kwasowości i owocu. To tak jakby jeść kostkę masła, po pewnym czasie zemdli… W przypadku Stags’ Leap Chardonnay grona pochodzą z południowych apelacji Doliny Napa, a zwłaszcza z Carneros AVA gdzie nieco chłodniejszy klimat może skutkować bardziej cytrusowym, mineralnym i świeżym winem. Rzut oka na stronę internetową producenta i w zasadzie wiem czego się spodziewać. Wino fermentowane i dojrzewające przez siedem miesięcy w 25% stalowych zbiornikach, 25% w nowym dębie i 50% w starym. Jak dla mnie sporo tego dębu, więc nastawiłem się na typowe maślane i waniliowe doświadczenie.
Na pierwszy ogień poszedł rocznik 2019 i wyszło dokładnie tak jak to sobie wyobrażałem. Bukiet wypełniony cytryną, gruszką, jabłkiem i owocami tropikalnymi. Po chwili do głosu dochodzi wanilia, karmel, masło i migdały. Całkiem złożony nos, który jednak zapowiadał ciężkawe usta. Na początku było dużo cytryny i limonki jednak po chwili do głosu doszła beczka, która szczelnie przykryła całość. Poziom kwasowości trochę mnie zawiódł i wino wyszło bezzębne. W moim odczuciu zabrakło prawidłowego balansu. Finisz obronił się przyjemnym posmakiem jabłka i moreli.
Szczerze, to nie chciałem otwierać butelki z rocznika 2020. Spodziewałem się dokładnie tego samego wina. Dobrze zrobionego, złożonego i kremowego Chardonnay w typowym kalifornijskim wydaniu. Znacznie się myliłem. W nosie rocznik okazał się bardziej rześki, cytrusowy, akcenty beczkowe nie były tak nachalne. Dodatkowo pokazały się melon i kwiaty. Zdecydowanie bardziej aromatyczny bukiet. W ustach było podobnie. Rześkość i kwasowość na wysokim poziomie. Owoc zyskał na znaczeniu a beczka odsunęła się w cień. Wciąż ta sama kremowa struktura, złożoność lecz tym razem z bezbłędnym balansem, który odmienił odbiór wina. Równie długi finisz co 2019 jednak w bardziej cytrusowym i orzeźwiającym wydaniu. Podsumowując, winifikacja oby roczników przebiegała w ten sam sposób, wyszły z pod ręki tego samego winiarza, grona pochodziły z tych samych źródeł więc oczywistą zmienną okazała się aura. Rok 2020 był suchy, co zdecydowanie obniżyło produkcję wina z hektara o około 20-30%. Pomogło to uzyskać lepszą jakość gron jak i samego wina. Dodatkowo, ze względu na szalejące pożary, w wielu miejscach zbiory odbyły się wcześniej niż pierwotnie planowano. W rezultacie otrzymaliśmy lepsze jakościowo wino, w stylu który preferuję.
Chardonnay nie uczyniło mnie wyznawcą kultu Stags’ Leap, do tego trzeba trochę więcej. Może gdy spróbuję Caberneta… Sęk w tym, że to wydatek rzędu $100-$300, więc w najbliższym czasie niewiele się w tej kwestii zmieni.