Stags’ Leap Chardonnay 2019 i 2020

Wino białe

Stags’ Leap to dla wielu kultowa marka, znana głównie z wyśmienitych i drogich Cabernet Sauvignon i Petit Syrah. To również miejsce z bardzo bogatą i burzliwą historią. Od początku istnienia posiadłość przechodziła z rąk do rąk. Skonsolidowanie i nasadzenie pierwszych winorośli nastąpiło w 1872 roku. Dla pierwszych właścicieli wino nie było priorytetem i traktowali je bardziej jako miły dodatek do swojej posiadłości. Niestety Państwo Chase zbankrutowali w 1909 i posiadłość została zakupiona przez Frances i Clarence Grange. Rodzina Grange również nie bardzo interesowała się winem, stawiali bardziej na budowę marki resortu, lecz winnica była w ciągłej produkcji. W 1956 roku po śmierci właścicieli winnica została sprzedana dwukrotnie. Nowi właściciele doprowadzili ją do ruiny. Budynki podupadły, ziemia zarosła, odłączono prąd i wodę, a w resorcie podobno pomieszkiwali hippisi. Dopiero w 1970 roku część posiadłości kupił Carl Doumani. Myślę, że ta postać ma największy wkład w obecny sukces Stags’ Leap. Carl przywrócił blask posiadłości. Zajęło mu to dziewięć długich lat. W tym czasie winnice znów zatętniły życiem, a produkcja z czasem dobiła do 85tyś. skrzynek rocznie. Wszystko to dzięki wspaniałej reputacji Petite Sirah, na której zbudował wierną rzeszę klientów. W 1996 roku Stags’ Leap ponownie zmieniło właściciela. Carl Doumani uznał swój projekt za zakończony i posiadłość kupił Beringer (obecnie Treasury Wine Estate). Nowy właściciel wpompował niemało sumę, którą przeznaczono na nowe piwnice i odrestaurowanie budynków. Cała posiadłość prezentuje się wyśmienicie a szefowie od marketingu wykazują się niezłym kunsztem budując z sukcesem markę Stags’ Leap.

fot. Archiwum własne

Nie było mi jeszcze dane spróbować serii Estate Wine, czyli najdroższej etykiety, do której owoce pochodzą z właściwej posiadłości gdzie rosną jedynie Cabernet Sauvignon i Petite Sirah. Z moim budżetem zadowolić się muszę o wiele tańszą etykietą Napa Valley. Trafiłem ostatnio na małą promocję, na której nabyłem dwie butelki Chardonnay z rocznika 2019 i 2020. Wyszło $22 za butelkę, czyli o wiele mniej niż u samego producenta ($30). Nie jestem wielkim fanem Kalifornijskich Chardonnay. Zdecydowanie wolę ten szczep w wydaniu z RPA czy Pouilly-Fuisse. Za dużo w nich beczki i nut maślanych, a za mało kwasowości i owocu. To tak jakby jeść kostkę masła, po pewnym czasie zemdli… W przypadku Stags’ Leap Chardonnay grona pochodzą z południowych apelacji Doliny Napa, a zwłaszcza z Carneros AVA gdzie nieco chłodniejszy klimat może skutkować bardziej cytrusowym, mineralnym i świeżym winem. Rzut oka na stronę internetową producenta i w zasadzie wiem czego się spodziewać. Wino fermentowane i dojrzewające przez siedem miesięcy w 25% stalowych zbiornikach, 25% w nowym dębie i 50% w starym. Jak dla mnie sporo tego dębu, więc nastawiłem się na typowe maślane i waniliowe doświadczenie.

Na pierwszy ogień poszedł rocznik 2019 i wyszło dokładnie tak jak to sobie wyobrażałem. Bukiet wypełniony cytryną, gruszką, jabłkiem i owocami tropikalnymi. Po chwili do głosu dochodzi wanilia, karmel, masło i migdały. Całkiem złożony nos, który jednak zapowiadał ciężkawe usta. Na początku było dużo cytryny i limonki jednak po chwili do głosu doszła beczka, która szczelnie przykryła całość. Poziom kwasowości trochę mnie zawiódł i wino wyszło bezzębne. W moim odczuciu zabrakło prawidłowego balansu. Finisz obronił się przyjemnym posmakiem jabłka i moreli.

fot. Archiwum własne

Szczerze, to nie chciałem otwierać butelki z rocznika 2020. Spodziewałem się dokładnie tego samego wina. Dobrze zrobionego, złożonego i kremowego Chardonnay w typowym kalifornijskim wydaniu. Znacznie się myliłem. W nosie rocznik okazał się bardziej rześki, cytrusowy, akcenty beczkowe nie były tak nachalne. Dodatkowo pokazały się melon i kwiaty. Zdecydowanie bardziej aromatyczny bukiet. W ustach było podobnie. Rześkość i kwasowość na wysokim poziomie. Owoc zyskał na znaczeniu a beczka odsunęła się w cień. Wciąż ta sama kremowa struktura, złożoność lecz tym razem z bezbłędnym balansem, który odmienił odbiór wina. Równie długi finisz co 2019 jednak w bardziej cytrusowym i orzeźwiającym wydaniu. Podsumowując, winifikacja oby roczników przebiegała w ten sam sposób, wyszły z pod ręki tego samego winiarza, grona pochodziły z tych samych źródeł więc oczywistą zmienną okazała się aura. Rok 2020 był suchy, co zdecydowanie obniżyło produkcję wina z hektara o około 20-30%. Pomogło to uzyskać lepszą jakość gron jak i samego wina. Dodatkowo, ze względu na szalejące pożary, w wielu miejscach zbiory odbyły się wcześniej niż pierwotnie planowano. W rezultacie otrzymaliśmy lepsze jakościowo wino, w stylu który preferuję.

Chardonnay nie uczyniło mnie wyznawcą kultu Stags’ Leap, do tego trzeba trochę więcej. Może gdy spróbuję Caberneta… Sęk w tym, że to wydatek rzędu $100-$300, więc w najbliższym czasie niewiele się w tej kwestii zmieni.

Mullineux Kloof Street Old Vine Chenin Blanc 2020

Wino białe

Nie od dzisiaj wiadomo, że Andrea i Chris Mullineux robią wspaniałe wina. Nie będzie to jednak post o ich niepowtarzalnych winach, które skupiają się na określonym terroir z serii „Schist”, „Granite” czy „Iron”. Te dopieszczone perełki, produkowane jedynie w wyjątkowych latach, gdy pogoda jest sprzyjająca, są bardzo trudno dostępne i dość drogie. Jak wielu innych producentów Chris i Andrea posiadają w swojej ofercie również bardziej przystępne i komercyjne wina. The Kloof Street Series to podstawowa etykieta Mullineux. Wina, które zarabiają na koszty działalności, pozwalają twórczo rozwijać ambitniejsze projekty i dają swobodę finansową. To wciąż bardzo dobre jakościowo wina i, jak zapewniają twórcy, robione z tym samym zaangażowaniem co pozostałe, jednak dużo przystępniejsze pod względem stylu.

Andrea & Chris Mullineux (fot. Alain Proust)

Historia Mullineux sięga 2007 roku, czyli jest to projekt wciąż bardzo młody. Chris i Andrea osiedli wówczas w Swartland na Roundstone Farm i zajęli się produkcją wina pod własną marką. Oboje mają międzynarodowe doświadczenie, poznali się na festiwalu winnym w Szampanii a ich miłość do wina przerodziła się w wielki sukces, który przyszedł niemal natychmiastowo. Są to absolutni ulubieńcy Plattera, aż czterokrotnie wybierani najlepszą winnicą. Ich wina są wysoko oceniane przez wielkich tuzów winiarstwa i prasę branżową. Mullineux to już w zasadzie światowa marka. Ma to swoje dobre i złe strony. Ceny ich win idą w górę z roku na rok i są one dostępne jedynie przez kilka tygodni, zwłaszcza te z najwyższej półki. Problem dotyczy głównie RPA, ponieważ ilość butelek dostępnych na lokalnym rynku kurczy się wraz z sukcesami międzynarodowymi i zwiększonym eksportem. Swojego czasu udało mi się kupić kilka butelek etykiety „Granite” online, po wcześniejszych zapisach. Wciąż czekają na mnie w Polsce i czekają na czasy kiedy będziemy znów swobodnie podróżować…

Roundstone Farm (fot. Alain Proust)

Mullineux należy do Swartland Independent Producers i od samego początku są bardzo zaangażowani w ten projekt. Bardzo efektywnie budują markę Swartland i są jedną z wizytówek regionu. To jednak wciąż za mało, dla tego dynamicznego duetu. Równolegle rozwijają inny projekt w niedalekim Franschhoek. Wraz z dwoma partnerami biznesowymi stworzyli winnicę Leeu Passant. Franschhoek daje im nowe możliwości i inne stylistycznie wina, jakość jest równie fenomenalna.

fot. Archiwum własne

Wracając do Kloof Street Old Vine Chenin Blanc 2020, jest to już czwarty rocznik, którego dane było mi degustować. Wcześniejsze roczniki pijałem przeważnie przy okazji zawodów jeździeckich mojej córki, w towarzystwie przyjaciół, koni i pysznego domowego jedzenia. Wino zawsze wydawało mi się czyste w stylu, kwasowe i orzeźwiające, idealnie komponujące się z miejscem i chwilą. Rocznik 2020 moim zdaniem ma trochę głębszy kolor, co zwiastować mogło bardziej treściwe wino. I rzeczywiście tak jest. Bukiet wypełniony jest gruszką, zielonym jabłkiem, dojrzałą brzoskwinią i wyraźnymi nutami cytrusowymi. Dochodzi do tego kamienny niuans. Jest prosto, świeżo i zachęcająco. W ustach ponownie mamy dużo cytrusów, zwłaszcza skórki pomarańczy i cytryny. Świetna kwasowość i balans. Smukła struktura eksponująca świeżość owocu i dopełniająca całości mineralność. W posmaku mamy nutę ziołową i karmel. Jest to 100% Chenin Blanc. W 85% fermentowany w stalowych zbiornikach a w 15% w używanych beczkach dębowych. Te 15% beczki czuć zwłaszcza w finiszu. Grona pochodzą z trzech różnych parceli z krzewów około 40-letnich. Świetna jakość w stosunku do ceny. Wino regularnie otrzymuje 4 gwiazdki w przewodniku Plattera, co na podstawową etykietę jest wynikiem fenomenalnym. Doskonały wybór dla osób poszukujących klasycznej ekspresji Chenin Blanc w lżejszym wydaniu.

Wino dostępne w ofercie DELIWINA w cenie 90zł.